Kilka interesujących przepowiedni dotyczących losów sztuki w przyszłości pojawiło się na przestrzeni dwu ostatnich stuleci. Prawie wszystkie miały związek z myśleniem o sztuce zapoczątkowanym w Renesansie. Mianowicie, odkąd Vasari wprowadził pojęcie historii do sztuki, europejskie myślenie o sztuce oparło się na czasowym aspekcie zjawisk artystycznych typu wcześniej-później, już było-jeszcze nie było.
Pierwsza przepowiednia, autorstwa Hegla, pojawiła się w XIX wieku. Hegel, w przystępie jakiejś niewytłumaczalnej intuicji, ogłosił koniec sztuki chrześcijańskiej. Mianowicie stwierdził, że zniknęły konieczne dla jej istnienia teologiczne uwarunkowania, że nie jest już możliwa autentyczna sztuka, że utraciła ona swoje najgłębsze uzasadnienie i że sztuka Zachodu wejdzie w fazę schyłkową i zagubi się w czystym pojęciu, zniknie, a jej miejsce zajmie filozofia. Tyle Hegel.
Dwie następne pojawiły się w bliższych nam czasach. Zacznijmy od najbardziej lapidarnej, dotyczącej sztuki jako duchowej aktywności, która nie może się rozwijać w areligijnych warunkach. "Wiek XXI będzie wiekiem duchowości - albo nie będzie go wcale", to zdanie A. Malraux, autora monumentalnej trylogii Przemiana Bogów, w sposób zwięzły stawia diagnozę kondycji duchowej człowieka, a pośrednio sztuce XX wieku. Jednocześnie uzmysławia nam w jak krytycznym punkcie znalazła się cała sztuka Zachodu.
Trzecia przepowiednia, przepowiednia Alexandre Kojeve, jest związana z koncepcją rozwoju sztuki Hegla. Mianowicie, w Estetyce Hegel uznał rozwój sztuki za przejaw rozwoju idei Boga. Ale skoro wiara umarła, sztuka przestała żywić się tym, co jest niezbędnym warunkiem rozwoju jej form uduchowienia. Natomiast, Alexandre Kojeve, zagorzały egzegeta Hegla, doszedł do wniosku, że żyjemy w czasach pohistorycznych i poczłowieczych i że będziemy uprawiać sztukę na podobieństwo zwierząt. "Jeżeli człowiek znów stanie się zwierzęciem, również jego sztuka, miłość i zabawa muszą się stać czysto naturalne. Należałoby zatem stwierdzić, że po końcu historii ludzie będą wznosić budowle i tworzyć dzieła sztuki tak jak ptaki budują gniazda, a pająki tkają sieci..." Co ciekawe, Kojeve (Kożewnikow) to krewniak millenarysty i abstrakcjonisty Wasyla Kandyńskiego, który wierzył, że uwolnił malarstwo od tyranii świata widzialnego i że nastąpi okres wielkiej i głębokiej duchowości w sztuce.
Nietrudno zauważyć, że wiele elementów z tych przepowiedni sprawdziło się i znalazło potwierdzenie w zjawiskach jakie zaistniały w sztuce końca XX i początku XXI wieku. Szczególnie jest to widocznie w rozlicznych błazenadach twórców postmodernistycznych. Mogło by się więc wydawać, że zasadniczo żyjemy w czasach po malarstwie. Oczywiście, jak twierdzą niektórzy, nadal będą pojawiać się obrazy, odbywać wernisaże, wystawy, aukcje... Ale tak naprawdę, to koniec malarstwa, a może sztuki w ogóle. Takie są oto następstwa wprowadzenia historii i pojęcia rozwoju do myślenia o sztuce. Myślenie czasowe o sztuce zakłada bowiem jakieś następstwo, a także jakiś finał i kres...
Ale jeśli pomyślimy o sztuce jako strukturze o różnych poziomach, przeróżnych powiązaniach, zależnościach, które się wzajemnie przenikają, to możliwa jest nadzieja na ocalenie malarstwa. Czy dojdzie do tego w obszarze sztuki euroamerykańskiej? Trudno powiedzieć. Być może w innej cywilizacji.
Kilka miesięcy temu, podczas rozmowy z pewnym sędziwym mistrzem form ostatecznych z Krakowa, wyraziłem pogląd, że chyba jesteśmy świadkami nieodwracalnego schyłku malarstwa. Ku memu zdziwieniu Mistrz, osłabiony dolegliwościami starości, nagle powiedział z mocą: "Malarstwo nigdy nie umrze".
Wtedy zadałem sobie pytanie: czy w świadomości Zachodu istnieją jeszcze Mistrzowie, czy w ogóle istnieją?
Myślę, że w czasach ogólnego rozchwiania i pomieszania powinniśmy podjąć próbę ich odnalezienia albo przynajmniej mieć w pamięci to pytanie.
("Informator ZPAP - Okręg Krakowski" nr 1, 2005)
Władysław Podrazik