Impresje z otchłani

Podczas ostatniej próby przedarcia się przez zasłonę tekstów z książki J. Sempolińskiego Władztwo i Służba, natrafiłem na mur nie do przebycia: zawiodły mnie tradycyjne sposoby wyjaśniania. W końcu, zatrzymując się na pojęciu obrazu - widma, zrozumiałem, że obrazy i rysunki, i ich tytuły stawiają mnie twarzą w twarz wobec jakiejś pozawerbalnej, nieprzeniknionej tajemnicy. Ponowne odczytanie tekstu Ponieważ jestem malarzem... na niewiele się zdaje, wracam więc do tekstu Nie dążę do żadnej formuły malarskiej, do żadnej w ogóle formuły zdefiniowanej, kończącego się stwierdzeniem: "Sztuka nie jest więc wyrazem - jest drogą". Teraz już wiem, że nie wolno niczego lekceważyć. Potwierdza to fragment z tekstu Moc przeznaczenia "Verdiego": "Jeszcze jedna kwestia może być poruszona: dlaczego z zestawu prac na tej wystawie przebija monotonia wyrazu i środków. Prawie wszystkie obrazy są w jednej tonacji kolorystycznej, prawie wszystkie organizowane są takim samym ruchem ręki. Przecież świat jest rozmaity, różnorodny, przecież malarstwo tak różnorodnymi sposobami dysponuje! Dlaczego pozbawiać je bogactwa, dlaczego je ogołacać? Ano właśnie, dlaczego?" A także fragment z tekstu Ponieważ jestem malarzem...: "Jeśli za bardzo «mogę» - niszczę malowidło, nanoszę to, co mi podsuwa moja niemożność, niewiedza. Dlatego moje obrazy często wychodzą z takiej "łaźni" zmaltretowane, na pół zniszczone, ogołocone. Może puste? Może". I po takiej dawce cytatów jałowość, wzruszenie ramion i błysk: Daleki Wschód, sekta cz'an, styl haboku, duch pędzla...
Ale z drugiej, europejskiej strony: Sempoliński odbiera przestrzeni malarskiej podmiotowość (co tylko potwierdza jego ikonoklazm). Jego malarstwo to nie praca oka, ale umysłu, który ujmuje to, co znajduje się poza zasięgiem spojrzenia, przed spojrzeniem...

Kompozycje malarskie, a raczej resztki dawnego porządku malarskiego nie mogą być ujęte w słowa. Spojrzenie ludzkie ukształtowane przez tradycyjne malarstwo wzbrania się przed obrazem form, które sytuują się poza wszelkimi prawidłami i formułami. Wydaje się, że Sempoliński maluje po to, aby milczeć, a słowo - tytuł to ostatni przyczółek Logosu, a może zasłona. W obrazach Sempolińskiego powraca pradawna cisza malarstwa. Cisza, która nie da się wysłowić przy pomocy żadnego nawet wyrafinowanego wyjaśnienia. Nieprzejrzystość tego typu malarstwa niepokoi, doprowadza do zniechęcenia i pozbawia jakichkolwiek punktów oparcia. Obrazy Sempolińskiego równają się wywłaszczeniu z malarstwa obecności osoby ludzkiej. Wydają się być obrazem pewnego procesu, który jest realizacją pragnienia nie do zrealizowania, pragnienia, które jest "w drodze". Tego typu obraz sytuuje się poza znaczeniem i odmawiając dostępu do swego wnętrza staje się tylko objawem (symptomem) nieświadomej, choć osobowej energii, byciem, czystym byciem na poziomie widzialnego i milczącego. Jego bytowanie odbywa się poza przestrzenią mimetyczną, w obszarze jakiejś przedpojęciowej refleksji wzrokowej.

Nic też dziwnego, że nad rysunkami Sempolińskiego unosi się duch Cezanne'a i malarzy chińskich z sekty cza'n. Rysunki i obrazy Sempolińskiego to znieruchomiałe, zastygłe energie, wizualizacje wizualizacji, beznadziejność wysiłku i wyrzeczenia, odmowa oswojonego dzieła, manowce, kresy...
Ujmując najkrócej: malarstwo Sempolińskiego to dar, kłopotliwy i milczący dla niektórych - milczeniem nie do zniesienia.

2002

Władysław Podrazik

TOP