W ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy, wędrując po księgarniach, natknąłem się na co najmniej trzy książki, których tytuły zawierały słowo patrzenie. Są to: Szkoła patrzenia T. Boruty, O patrzeniu J. Bergera i Galeria sztuka patrzenia M. Poprzęckiej. Po zestawieniu tego nadmiaru z tytułem książki Teoria widzenia W. Strzemińskiego, zacząłem się zastanawiać, co takiego stało się w obszarze sztuki Zachodu, że na przełomie XX i XXI wieku ludzie muszą być zachęcani właśnie do nauki patrzenia, a nie do widzenia obrazów. Dlaczego niepiśmienny człowiek średniowiecza był na tyle dojrzały duchowo i miał taki dostęp do Obrazu, że papież Grzegorz Wielki mógł bez obawy, że wierni popadną w idolatrię (bałwochwalstwo), wyrazić zgodę na obecność w kościele obrazów rozumianych jako księga dla nie umiejących czytać?
- Obraz jest w tym celu wystawiany w kościele, aby ci, co nie umieją czytać, przynajmniej patrząc na ściany czytali na nich to, czego nie mogą czytać w książkach. (Grzegorz Wielki, Epist. Ad Serenum, Epist. II, p.195). Zauważmy, że Grzegorz Wielki też odniósł się do słowa patrzenie, ale używając słowa "patrząc" poprzedził je słowem "przynajmniej".
A więc jak to możliwe, że ludzie w średniowieczu mieli, poprzez "przynajmniej patrząc", dostęp do Obrazu, a wykształceni, współcześni Europejczycy go nie mają i muszą się uczyć umiejętności patrzenia od nowa? Czy ograniczenie się do opanowania umiejętności patrzenia może umożliwić współczesnemu człowiekowi Zachodu głębokie wejrzenie w sztukę? Wątpię.
Patrzenie. Czynność patrzenia zawiera w sobie jakiś element bierności, gapienia się, powierzchowności oglądu. Sam fakt nabycia umiejętności analitycznego patrzenia, znajomości symboli, zasad kompozycji i symboliki kolorów, nie wystarcza do pełnego poznania Obrazu. Śmiem twierdzić, że niewidoczna jego część pozostaje tak samo jak przedtem zakryta. Tak samo, bo ograniczone do patrzenia spojrzenie sprawia, że obraz staje się przeszkodą (przesłoną) w wędrówce poza granice widzialności. Dosłownie, uniemożliwia ludzkiej wzrokowości wejście w Obraz. Możliwe jest więc patrzenie, które nie widzi. Nie można, na przykład, poprzez samo patrzenie dotrzeć do tajemnicy ikony. Nie, ponieważ ikonę się nie ogląda, ale poznaje. A poznanie (gnoza) to wiedza. A wiedzieć jest bliskie widzieć. Starożytni wiedzieli o tym. Wcale mnie więc nie zdziwiła wypowiedź Tadeusza Boruty, który podczas promocji Szkoły patrzenia chlubił się tym, że nie użył w swojej książce ani razu słowa ikona.
Ograniczenia i braki ludzkiego patrzenia odsłania z pełną dosadnością ludowe porzekadło: "Patrzeć jak wół (lub cielę, jak kto woli) na malowane wrota".
Skąd więc ten kryzys wzrokowości w cywilizacji europejskiej, cywilizacji, która przekształca się w cywilizację obrazkową? To techniczne myślenie o sztuce eliminuje dawne sposoby istnienia obrazów. Dwa z nich: ikona i obraz świecki zostały już prawie całkowicie wyeliminowane i zastąpione przez nowy sposób istnienia obrazu jako lokaty kapitału.
Ostatnio pobity rekord cenowy za obraz Picassa utwierdza mnie w tej opinii.
Nie jest łatwo żyć w epoce stępienia metafizycznego, pośród natrętnego nadmiaru niepotrzebnych zdwojeń, imitacji i symulakrów. Na naszych oczach dogorywa wielka idea antyku, znana pod pojęciem poiesis. Człowiek Zachodu ma coraz poważniejsze trudności z uzyskaniem dostępu do przestrzeni duchowej swych poprzedników. To nie patrzenie ale sposób widzenia stwarza warunki temu, co może być widoczne.
Jest rzeczą niepojętą, jak Duchamp, przy pomocy jednego pisuaru, mógł rzucić zły czar na świadomość artystyczną całego XX wieku. Ale na jego "sukces" pracowało wcześniej wielu artystów, zwłaszcza z kręgu Dada. Postmodernizm "późny wnuk" dadaizmu, świecka wersja teologii negatywnej, z uporem godnym lepszej sprawy, trwa przy brzydocie i interpretuje w kategoriach wielości, to, co jest oczywistą jednością. Nic więc dziwnego, że wzrokowość człowieka Zachodu stała się wzrokowością zmęczoną i obojętną. Wkrótce dojdzie do wymarcia ostatnich artystów, którzy znają i umieją się posługiwać dawnymi sposobami widzenia Obrazu. Źródło wyschnie, Mistrzowie zamilkną...
Mieliśmy jednak wcześniej sygnały, że tak się może stać. Tymi sygnałami były przepowiednie dotyczące przyszłości malarstwa, przepowiednie Hegla, Kojeve, Malraux i innych. Ale o tym następnym razem.
("Informator ZPAP - Okręg Krakowski" nr 2, 2004)
Władysław Podrazik