-
Jeśli mówi, że sztuka jest darem niebios i że oddaje jej, "siostrze ukochanej", wszystko to, co w nim najlepsze i najpiękniejsze, sam pozostając pełen splamień i grzechów - to jest w tym stwierdzeniu zawarte płynące z góry wołanie gnostyków, budzące uśpioną w materii iskrę Bożą.
-
Jeśli sugeruje, że prawo karmiczne ogarnia prawo Zakonu oraz prawo cnoty tradycyjnego chrześcijaństwa, to kieruje naszą intuicję także w odwrotnym kierunku; że ten, kto wierzy w ciał zmartwychwstanie, razem z Chrystusem cieleśnie zmartwychwstanie, a więc jest wyzwolony od nieuchronności prawa karmicznego. Jak wiadomo, prawosławie ma w swym kalendarzu tajemniczego świętego z Indii - świętego Jozafata.
Przepływ odbył się także w przeciwnym kierunku. W sztuce buddyzmu tybetańskiego spotykamy wyobrażenie Jezusa, które - podobnie jak niezliczone tanki (ikony bodhisattwów) - otaczane jest w Tybecie wielką czcią. Wiadomo też o istnieniu w starych kronikach tybetańskich wzmianek o przybyłym z Zachodu Cudotwórcy imieniem Jezus.Czyżby więc do spotkania dwu wielkich religii doszło jeszcze za życia Jezusa Chrystusa? Czyż sama możliwość takiego kontaktu nie rozbudza naszych nadziei w jakimś szerszym, panekumenicznym wymiarze? Myślę, że na pytanie to odpowiedzieć można jedynie słowami Juliana Apostaty: "To się nigdy nie wydarzyło, jest jednak wiecznie prawdziwe".
-
Kiedy wypowiada opinię, że wszystko jest erotyczne, że ikona św. Praksedy to chrześcijańska wersja bogini Kali, że pełnia synteza spraw duchowych z rzeczywistością empiryczną dokonuje się właśnie w kobiecie i że chciałby, aby ta realizacja (w sensie plastycznym) była cielesna, aby była ciałem subtelnym z wszystkimi właściwościami ciała realnego - to przenosi naszą świadomość w odległe regiony doświadczeń religii orientalnych.
Istnieje pewien wielki orientalny kult ekstatyczny, noszący nazwę tantra, obecny we wszystkich religiach Indii. Słowo "tantra" pochodzi od rdzenia "tan" - kontynuować, pomnażać i oznacza w tantryzmie nieustanny rozwój w poszerzaniu granic poznania. Według tradycji buddyjskiej, tantryzm został wstępnie opracowany w II w. po Chrystusie przez Nagardżunę, największego myśliciela średniowiecznych Indii, twórcę systemu religijno-filozoficznego Madhjamika (ścieżka pośrednia). Natomiast wprowadzenie tantryzmu związane jest z osobą Asangi, założyciela szkoły widżnianawady, wielkiego mistrza jogaczary. W przeciągu kilku stuleci pod wpływem owego ruchu-kultu znalazło się całe życie duchowe Indii, począwszy od filozofii, poezji i mistyki, a na ikonografii skończywszy. Po podboju Indii przez muzułmanów i doszczętnym zniszczeniu kultury buddyjskiej, jedynie w Wadżrajanie buddyzmu tybetańskiego przetrwała ikonografia w swej niepowtarzalnej i nieskażonej formie.
W mistyce tantrycznej rzeczywistość absolutna (śunja) ma moc unicestwiania wszelkich dualizmów. Należy tu zwrócić uwagę na to, że w tantrze kluczową rolę odgrywa kobieta oraz pojęcie ciała subtelnego. Jeśli zestawimy w tym miejscu serię czarnych aktów Nowosielskiego z przedstawieniem bogini Kali o czarnej twarzy, odniesiemy wrażenie przechodzenia po wąskiej kładce łączącej dwa odległe brzegi. Natomiast w cyklu "Villa dei misteri" rozpoznajemy rodzaj ponownego, wzruszającego odkrycia religijnego misterium kobiety. W wyobrażeniach tantrycznych energia żeńska zajmuje centralne miejsce i jedynie poprzez współpracę z nią tantryk może osiągnąć jakikolwiek postęp w samorealizacji. Ostatecznym celem owej realizacji jest pojednanie dwóch odwiecznych przeciwieństw: elementu fizycznego i duchowego w człowieku.
-
Jeśli podkreśla, że jedyną "ikoną", jaką stworzyła sztuka Indii, jest obraz nagiej kobiety, a inne ikony, w tym Boga, Buddy i licznych bodhisattwów, mimo niezliczonych prób, "nie wyszły" - to jest w tym jakaś synteza, ale jest także pewne pominięcie. Ikona samego Boga nigdy nigdzie nikomu się nie objawiła. Jedynie przez Jezusa wcielonego w człowieka mamy możliwość dostępu do Osoby Boga Ojca. Prócz "ikony" nagiej kobiety sztuka Indii dopracowała się jednak także innych ikon. Przykładem może tu być "ikona" Hari-Kara. Także buddyzm tybetański stworzył wiele świętych obrazów typu tanka. Niektóre z nich to niewątpliwie "ikony", zwłaszcza wyobrażenia Buddy i bodhisattwów. Tybetańskie "ikony" są przekazem i materializacją oświeconych energii. Do naszych czasów dotrwały dwie szkoły malarskie, inne istnieją w postaci wygasłej. Realizacja "ikon" przebiega w zgodności z kanonem, jakiekolwiek zmiany zasadniczych elementów plastycznych są niedopuszczalne i powodują zaburzenia w przepływie oświeconych energii. Kiedy mistrz uzna, że forma jest zrealizowana zgodnie z przekazem tradycji, może nastąpić "ożywienie obrazu", "otwarcie oczu tanki". Polega ono na domalowaniu źrenic i wyrecytowaniu odpowiednich mantr. Po błogosławieństwie mistrz umieszcza na odwrocie napisy świętych sylab zgodnie ze skupiskami mocy przedstawionych form. Brak światłocienia, sposób malowania tła, linearna oschłość - wykluczają obecność elementów naturalistycznych, pomagają natomiast w odbiorze oświeconych energii i umożliwiają wgląd w rzeczywistość absolutną (śunja), w której bogowie są jej manifestacjami nie posiadającymi statusu ontologicznego istnienia. Owa uniwersalna pustka (śunja) nie jest niebytem, jest natomiast trwała, substancjalna, niepodzielna; jako taka nosi nazwę wadżra (diament).
Jak widać, zarówno w realizacji plastycznej, jak i tantrycznej niezbędne jest wtajemniczenie przez mistrza. Może on przekazać tajemnicę bezpośrednio - "z ust do ucha". W ten sposób powróciliśmy do punktu wyjścia naszych rozważań, a więc do zagadnień misteriozofii Zachodu, która w początkach naszej ery objęła gnozę, hermetyzm oraz tradycje antycznych misteriów.
"Inność" Nowosielskiego nie ogranicza się do inności jego prawosławia. To, co pojawia się w jego malarstwie i teologii, daleko wykracza poza krąg problemów związanych z tradycją zarówno wschodniego, jak i zachodniego chrześcijaństwa. Struktura jego przemyśleń przypomina ogród pełen rozwidlających się ścieżek. Jest w tym ogrodzie jasna polana, są także odległe, pełne cieni i tajemnic zakątki. Każda z tych ścieżek jest częścią długiej indywidualnej Drogi. Można się tu poruszać w dowolnym kierunku, można też w czterech kardynalnych: chrześcijańskim i gnostyckim, orientalnym i tantrycznym.
Mam nadzieję, że metafora ogrodu z czterema głównymi ścieżkami ukazuje, jak bardzo wypowiedzi i intuicje Jerzego Nowosielskiego - pomimo wielu świadomie wprowadzonych sprzeczności - łączą się w jedną całość, w której ciemne i jasne strefy wynikają nawzajem z siebie i wzajemnie się dopełniają. Próby zgłębienia tajemnicy Nowosielskiego mogą się równać jedynie z karkołomnymi i wręcz opętańczymi wysiłkami Nagardżuny w ujawnianiu paradoksów, przesłanianych w codziennej świadomości człowieka przez bezmyślną frazeologię i obojętny stosunek do refleksji. Idąc tym tropem wolno zauważyć, iż w sensie absolutnym nie ma ani artysty, ani obrazu. Istnieje natomiast pewien stan, jakaś krańcowa sytuacja, na którą nie mamy nazwy w ludzkim języku. Być może słowo "inkarnacja" lub "bodhisattwa" jest czymś lub kimś, co pozwala ów stan jakoś określić, przybliżyć.
Pewne jest, że jesteśmy świadkami budzenia się nowej świadomości panekumenicznej, której urzeczywistnienie dokona się zapewne w trzecim tysiącleciu po Chrystusie. Poprzestańmy jednak na tej intuicji. Jak twierdzi Nowosielski: "... są sprawy, o których po prostu strach mówić, bo można dotknąć rzeczy, które są zanadto ogniste, można sobie ręce poparzyć".
(Recenzja książki Jerzego Nowosielskiego, Inność Prawosławia, "Tygodnik Powszechny" nr 48, 1991)
Władysław Podrazik