Malarstwo Władysława Podrazika było dla mnie odkryciem, swoistym doświadczenie medytacyjnym. Wspominam tu przygotowania i wystawę Podrazika w galerii ZPAP „Pryzmat”, dwa i pół roku temu, w 2005 roku. Wtedy zrozumiałem, że na obrazy jednego z najbardziej wyróżniających się uczniów Jerzego Nowosielskiego, trzeba spojrzeć zupełnie inaczej, a przede wszystkim trzeba spojrzeć dłużej i głębiej. Zatrzymać się, poddać skupieniu i koncentracji, otworzyć się na duchowe fluidy, które nie znoszą, nie tolerują powierzchowności i płytkiej brawury, nie są agresywne, nie prowokują za wszelką cenę skandali po to, aby artysta mógł publicznie zaistnieć i beztrosko szargać świętościami.
W multimedialnym i cywilizacyjnym zgiełku świata, malarstwo, jakie tworzy Władysław Podrazik, wyczula nas na inną percepcję, na wsłuchiwanie się i spojrzenie w głąb tego, co jest niewidzialne, co możemy zaledwie przeczuć w świadomości jako powiew „innej”, metafizycznej rzeczywistości. Niewykluczone, że do odbioru tego malarstwa potrzebna jest pewna łaska, usposobienie, predyspozycja wrodzona lub nadana „z góry”.
Obrazy Władysława Podrazika to „epifanie” czyli ikony (wizje) objawione. Malarz zapewne doświadcza tych „objawień” (napływania obrazów z daleka, niewiadomo skąd) w procesie tworzenia jako odbiorca i przekaźnik. Obraz Podrazika to rezultat próby zetknięcia się tym, co można nazwać Bogiem, Absolutem, a czego człowiek może się zaledwie domyślać i nie jest w stanie skonkretyzować ani zobaczyć. Podrazik maluje „niewidzialne” i „niematerialne”, ale używa do tego prostokątnego płótna, pędzli i farb – czyli jak najbardziej materialnych narzędzi. Chodzi mu jednak o coś innego. Chodzi mu o przeżycie duchowe, którego idealną, kosmiczną konstrukcją obrazowania jest centryczność lub symetria, dośrodkowe skupienie światła i akcentów koloru albo porządek krzyża, pionu i poziomu.
Obrazy Władyslawa Podrazika prezentowane dzisiaj, w Galerii Krypta u Pijarów, rezonują harmonijnie z miejscem sakralnym, z miejscem, gdzie zbliżyć się można do tajemnicy wiary i duchowości religijnej. W porównaniu do tych w przewadze mrocznych obrazów, prezentowanych na wystawie w Galerii Pryzmat, te są bardziej prześwietlone, sferyczne, niekiedy pastelowe. Więcej w nich jest pikturalnie modelowanej zmysłowości żywiołów światła, powietrza, wody. Odnoszę wrażenie, iż uczestniczę w jednym z dni stwarzania Świata, w tym dniu, kiedy Bóg oddzielił oceany od nieba. Wygląda na to, że Podrazik przebywając długo w świątyni ducha, zbliża się powoli do niebieskiej planety, która nazywa się Ziemia. Na jego nowych obrazach Pojawiają się przecież jakieś oddzielone horyzonty oraz strefy zróżnicowanej konsystencji światła i drobin materii. Nie jest wykluczone, że dalszym etapem tego malarstwa może być figuracja. Na Ziemii przecież musi pojawić się człowiek. Taka była też kolejność dzieła Stworzenia, bo „tworzyć” – to znaczy stwarzać wszystko od początku, z myślą o człowieku. W tym artysta i każdy twórczy człowiek podobny jest do Stwórcy…
Kraków, 8 października 2007