Stanisław Tabisz – Epifania, czyli o duchowości w obrazie…

/ / Opinie

Malarstwo Władysława Podrazika

Sztuka – swą totalnością i wszechogarniającym sposobem wchłaniania i ujmowania rzeczywistości, jak również twórczego, podmiotowego wyrażania stanów świadomości i wyobrażeń – podejmuje się, na niepewnym gruncie przeczuć, doznań, imaginacji i wyobrażeń, określać i wyrażać wizje, które emanują tchnieniem innego świata. Jest to świat spoza kategorii materialnych, uwolniony od determinujących uwarunkowań materii, substancjalnych procesów ewolucji i ciągłej metamorfozy. Czy sfera ta, nazywana duchowością, jest jeszcze niezbadanym i niewykorzystywanym „zmysłem” człowieka, czy jest dotknięciem, ukąszeniem metafizycznym niemożliwym do pojęcia, czyli poza wszelkimi ludzkimi kategoriami poznania i przekazu?

Władysław Podrazik od wielu lat maluje obrazy abstrakcyjne, które nazywa „epifaniami”. Co to jest „epifania”? Słownik wyrazów obcych mówi, że „epifania” to „objawienie”. Interpretując szeroki zakres znaczeniowy tego pojęcia można powiedzieć, że „epifania” to wiedza, obraz pochodzący ze sfery transcendentnej, boskiej, metafizycznej, napływający spoza rzeczywistości empirycznej, materialnej. To obraz, ikona czegoś, co ze swej istoty nie jest widzialne ani też substancjalne. To – być może tylko i aż – przeczucie innego świata, świata idei, Absolutu, owej duchowości, która nie może być odbierana na poziomie zmysłów, lecz na poziomie „wewnętrznego widzenia”, to znaczy również na poziomie wiary, specjalnego wtajemniczenia, łaski, mistycznego przeżycia sacrum.

Biblia określa ten „inny świat” znanym powszechnie stwierdzeniem: „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało”, a więc na nic nie przyda się tu zmysłowe nastawienie lub kontakt.

W sztukach plastycznych, które są pochodną procesu fenomenologicznego odbierania i poznawania świata poprzez proces patrzenia i widzenia, a przez to docierania do najgłębszych znaczeń, odbieranie i kreowanie „epifanicznego” obrazu dotykającego niepojętego obszaru transcendencji jest rzeczą bardzo rzadką. Wprawdzie znakomity znawca duchowości w sztuce, wybitny malarz współczesnych „ikon” i teolog prawosławia Jerzy Nowosielski powiedział, że „prawdziwie wielka sztuka jest zawsze domeną sacrum”, jednakże począwszy od epoki Renesansu, a skończywszy na sztuce XX wieku wartości duchowe i mistyczne zostały wyraźnie zepchnięte na drugi plan. Nie są pierwszoplanową, a tym bardziej powszechną wartością w sztuce.

Rozwijane i kultywowane przez tysiąclecia historii ludzkości: religia, prawo, kultura i sztuka nie są w stanie przeciwdziałać złu, jakie immanentnie tkwi w naturze stworzenia. Te wszystkie akty barbarzyństwa, terroryzmu i agresji, unifikująca globalizacja gospodarki i popkultury, medialny amok i konsumpcyjny przesyt, przyśpieszony rozwój naukowy i cywilizacyjny skierowany na wygodną egzystencję i centralizowanie kapitału, nie idą niestety w parze z wysublimowaną kulturą życia, z wymiarem duchowym i normatywnym człowieka. Sztuka poniekąd jest tego odzwierciedleniem. Rozbity obraz świata, patologiczne ideologie rodzące się z potrzeby dominacji, strukturalne teorie przetrawiające same siebie, szokujące absurdem i desperacją manifestacje, martwota i pustka zionące z dzieł sztuki, będących manipulowanym tworem i towarem lub ogłupiającym rezultatem symulacji spraw i rzeczy rzekomo doniosłych, obłęd relatywizacji i kult ciała – oto powszechność, oto proza życia pokazywana w mediach i galeriach w gigantycznym nadmiarze. A zjawiska wartościowe i głębokie, szlachetne i żywe, istotne i doskonałe, wegetują na marginesie…

Malarstwo Władysława Podrazika powstaje w odosobnieniu, w izolacji od środowiska i tzw. rynku sztuki. Artysta rzadko pokazuje swoje obrazy. Wystawa w galerii Pryzmat, otwarta w marcu 2005 roku, była w pewien sposób przerwaniem ciszy, która, jak powiada Cyprian Kamil Norwid, „jest głosów zbieraniem”. Mieliśmy więc do czynienia z wystawą szczególną, z prezentacją wyjątkową i niezwykle skondensowaną, wnoszącą i akcentującą w całej swej istocie wartości duchowe, poza-werbalne, transcendentne, które w sztukach pięknych są bardzo trudne do anektacji i wyrażenia. Ostatnie wystawy indywidualne Podrazika organizowały krakowska Starmach Gallery (w 1993 roku) oraz Galeria Zamkowa w Lublinie (w 1994 roku). Wygląda na to, że abstynencja wobec organizowania indywidualnych prezentacji trwała u Podrazika ponad 10 lat. To dużo, niemniej w tym czasie artysta brał udział w wystawach zbiorowych. Jedna z nich, zapewne bardzo ważna dla artysty to wspólna wystawa z uczniami Jerzego Nowosielskiego oraz samym Mistrzem w Galerii ZPAP Sukiennice w 1997 roku. Przy okazji wystawa ta obaliła pewien mit – obiegowo utrwalony pogląd, że uczniowie Jerzego Nowosielskiego to w większości jego naśladowcy. Nowosielski na tej wystawie pokazał kilka swoich abstrakcyjnych obrazków malowanych na deskach, wybranych z wystawy, za którą otrzymał Nagrodę im. Witolda Wojtkiewicza. Uczniowie natomiast udowodnili, że prawie każdy z nich poszedł własną drogą i wykrystalizował swoją postawę oraz ikonograficzną i stylistyczną odrębność.

Władysław Podrazik idąc własną drogą nie zrezygnował z fundamentalnego pierwiastka wielkiej sztuki – z duchowości w obrazie. Artysta skłonny do snucia refleksji, rozpraw oraz polemicznych dyskusji zadziwia swą intelektualną erudycją. Pisze znakomite eseje i problemowe artykuły o sztuce znajdując dla niej filozoficzne i teologiczne konteksty na tle różnych epok z historii sztuki. Duchowość i wartości transcendentne, metafizyczne, wynikające z adekwatnej formy artystycznej stały się dla niego istotą i głównym imperatywem uprawiania malarstwa. Wrażliwość na świat idei oraz poszukiwanie „form ostatecznych” stało się w twórczości malarskiej dla Władysława Podrazika pokarmem dnia codziennego. W ten sposób artysta w swojej wędrówce poza granice widzialności daje nam to, czego bardzo brakuje w sztuce minionego wieku oraz tego, w który dopiero wchodzimy. To tak, jak gdyby był całkowicie przekonany, że w duchowości jest dla nas ocalenie, chociaż to nic pewnego, nic oczywistego, ale również to nie może być tylko kwestią wiedzy i wiary oraz wysublimowanej wrażliwości…

(Miesięcznik „Kraków” 2005, nr 8, s. 54-55.)